To główna myśl, którą zostawił we mnie wyjazd naukowy zorganizowany przez Youth Leaders Fund (YLF) w ramach najnowszego projektu organizowanego przez Biuro ONZ ds. Rozbrojenia (United Nations Office for Disarmament Affairs – UNODA).
Platforma YLF, działająca pod hasłem „World Free from Nuclear Weapons”, zrzeszyła 100 młodych liderów z całego świata. A ja miałam szczęście i zaszczyt znaleźć się w tej grupie. Podczas trzech miesięcy odbyliśmy intensywne kursy dotyczące broni jądrowej i innych rodzajach broni masowego rażenia, kluczowych kwestiach rozbrojenia oraz wadze, jaką przywiązuje do tego ONZ i świat. Poza lekcjami, wykładami i testami braliśmy też udział w warsztatach praktycznych przygotowanych przez UNITAR (United Nations Institute for Training and Research).
Po zakończeniu szkolenia mogliśmy składać aplikacje o uczestnictwo w grupie jadącej do Hiroszimy i Nagasaki – miejsc tak ważnych dla wszystkich zaangażowanych w tematykę rozbrojeniową. Wyjazd ten – przygotowany przez ekspertów z ONZ, w pełni finansowany przez rząd Japonii jako pomysł bezpośrednio wychodzący od premiera Fumio Kishidy – był marzeniem wszystkich uczestników, przede wszystkim jako zwieńczenie naszego trudu włożonego w organizowanie międzynarodowej konferencji mającej odbyć się na koniec wyjazdu. Był też okazją do osobistego spotkania z pozostałymi uczestnikami, których wcześniej widziało się tylko online. Na listę jadących do Japonii trafiła połowa naszej grupy, tj. 50 osób. Ogromnie się cieszę, że znalazłam się w tym gronie.
Cały program YLF był dla mnie przełomowym doświadczeniem. Sprawił, że zmieniłam moje akademickie zainteresowania i odkryłam nowe obszary, nad którymi chciałabym pracować. Będąc na ostatnim roku studiów magisterskich zdecydowałam poświęcić moją pracę magisterską właśnie tematyce nierozprzestrzeniania broni nuklearnej, a obecnie staram się o przyjęcie na studium doktoranckie, z projektem dysertacji w tej samej dziedzinie.
Wyjazd trwał tydzień i był podzielony geograficznie na dwa segmenty: część w Nagasaki i część w Hiroszimie. Plany, niespodziewanie, pokrzyżował nam tajfun. W rezultacie nasze aktywności zakończyliśmy wcześniej, ale na szczęście ponadprogramowo zgodził się przyjąć nas w japońskim MSZ Hirotaka Ishihara, doradca japońskiego premiera.
Nagasaki
Nagasaki przywitało nas słoneczną pogodą oraz pięknym widokiem na port i krążące po nim statki. Miasto rozciąga się na górzystym terenie – obecnie sprzyja to turystom, gdyż wiele jest punktów widokowych z rozległą panoramą. Jednak w 1945 roku miało to inne, znacznie poważniejsze znaczenie. Dzięki temu siła uderzeniowa bomby Fat Man została ograniczona przez góry, co uratowało mieszkających za nimi ludzi i budynki.
Powiedział nam o tym burmistrz Nagasaki, Kengo Oishi, który po ceremonii otwarcia opowiedział nam historię miasta i jego drogi do odbudowy (road to recovery). Po tym wprowadzeniu spotkalismy się po raz pierwszy z hibakusha – osobą, która przeżyła wybuch nuklearny w 1945 roku. Dziś nazwa ta ma albo wydźwięk neutralny, albo budzi szacunek, podobnie jak w Polsce zaszczytne jest miano powstańca warszawskiego. Jednak początkowo hibakusha było określeniem zdecydowanie negatywnym, wręcz groźnym i odstraszającym. Ci, którzy przeżyli, przez lata zmagali się z ostracyzmem społecznym. Często ich fizycznym obrażeniom towarzyszyły o wiele głębsze rany i traumy wewnętrzne, a ludzie z innych miejscowości bali się ich do tego stopnia, że ślub z osobą z Hiroszimy i Nagasaki był czymś nie do pomyślenia.
Park Pokoju
Park Pokoju (Peace Park) to niepisane serce i wizytówka miasta leżące blisko epicentrum wybuchu bomby Fat Man. Ciekawostką jest, że można tam znaleźć także polskie nawiązania. W tzw. Strefie Znaków Pokoju znajduje się rzeźba „Dar narodu polskiego dla Nagasaki”, którą w roku 1986 stworzył Mariusz Kulpa, profesor gdańskiej ASP. Symbolizuje ona odrodzenie się miasta „jak Feniksa z popiołu” i polski wkład w realizację tego celu – Polska udzieliła Nagasaki pomocy finansowej, dziesiątej największej spośród tych, które ofiarowały inne państwa wspomagające.
Wizyta w Nagasaki została podsumowana warsztatami i dyskusją z młodymi japońskimi aktywistami. Omawialiśmy, czym jest dla nas pokój i kaligrafowaliśmy krótkie sentencje. Bardzo się cieszę, że się z nimi poznaliśmy. Japończycy, znani raczej ze swej powściągliwości, z nami rozmawiali szczerze i otwarcie. Każdy nawiązał kontakt z reprezentantami RECNA – Research Center for Nuclear Weapons Abolition. Wspólne chwile przerwał przyspieszony wyjazd do Hiroszimy. Widzieliśmy zbliżające się chmury tajfunu i co rusz otrzymywaliśmy nowe komunikaty o zbliżającym się zagrożeniu. Nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy jechać dalej.
Hiroszima
W Hiroszimie, podobnie jak w Nagasaki, przywitał nas burmistrz miasta Hidehiko Yuzaki. Zapoznał nas z historią i z inicjatywami miejskimi skoncentrowanymi na promowaniu pokoju. Mieliśmy także niesamowite spotkanie z panią Keiko Ogurą – hibakushą z Hiroszimy. Ta drobna 87-latka potrafiła skupić na sobie uwagę całej sali, a jej charyzma sprawiała, że można było jej słuchać godzinami. Z opowieści pani Ogury biła autentyczność i entuzjazm. Jej prezentacja, w przeciwieństwie do poprzedników, nie zawierała tekstu, a obrazy, które namalowały dzieci i inni hibakusha idealnie podkreślałjące nastrój. A dzięki opowieści nabierały głębszego znaczenia.
Udało mi się zadać pytanie, które brzmiało: „Jak bardzo jest Pani usatysfakcjonowana aktywnością i pokojowymi działaniami młodych ludzi w Japonii i na świecie, które mają na celu uniknięcie powtórzeń doświadczenia Hiroszimy na świecie?”. Pani Ogura odniosła sie do tego bardzo pozytywnie, a swoje wystąpienie zakończyła słowami: „Chciałabym, aby każdy z was stał się lampą, światełkiem dla pokoju, które będzie rezonować z innymi”.
Ponieważ pracowałam wcześniej z osobami starszymi, spotkania z hibakushami były dla mnie szczególnie poruszające. Widok starszych osób, które z taką pasją opowiadają nie o swoim cierpieniu, ale o tym jak je pokonać i co robić dalej po takiej traumie, sprawiały mi ogromną satysfakcję. Uważam, że osoby starsze powinny być czynnymi uczestnikami współczesnych dyskusji. Ich obecność i usłyszany głos były więc tym, czego oczekiwałam najbardziej.
Po tym spotkaniu udaliśmy się do Parku Pokoju w Hiroszimie i do muzeum. Po parku oprowadzali nas japońscy wolontariusze, a na spacer po mieście otrzymaliśmy specjalne okulary wirtualnej rzeczywistości. Idąc, odtwarzaliśmy sceny z momentu zrzucenia bomby, które przeszywały umysł. Długo nie będę mogła ich zapomnieć.
Następnego dnia po wielogodzinnych przygotowaniach i konsultacjach z japońskimi działaczami, zorganizowaliśmy Youth Conference. Po krótkiej ceremonii wręczenia dyplomów zaczęła się właściwa konferencja. Nie chcieliśmy pustosłowia, więc podkreślaliśmy, że naszym celem jest znalezienie konkretnych rozwiązań i postulatów, które wykorzystaliśmy w naszej „deklarakcji” (pisownia jest właściwa, tłumaczona bezpośrednio z nazwy angielskiej, tj. declarACTION, cały tekst jest dostępny tutaj na stronie UNODA).
Kolejno głos zabierali: reprezentanci UNODA, UNITAR, premier Japonii Fumio Kishida, burmistrzowie Hiroszimy i Nagasaki i inni ważni goście. Pokazaliśmy wyniki pracy wszystkich naszych grup (ja na przykład jestem w grupie long-term impact), w tym mapę z miejscami naszego pochodzenia, które zaznaczały… papierowe żurawie origami, złożone przez nas rano. Konferencja była transmitowana na żywo. Obecnie jest dostępna online pod tym linkiem.
Przed wylotem organizatorzy zorganizowali jeszcze spotkanie w ministerstwie spraw zagranicznych Japonii. Tam przyjął nas Hirotaka Ishihara, przedstawiciel i doradca premiera Kishidy. Jako że pisałam pracę na temat chińskiego rozwoju nuklearnego, z wielkim zainteresowanie słuchałam, co miał do powiedzenia japoński MSZ. A było o wzrastającym niebezpieczeństwie ze strony Chin, Korei Północnej i ogólnej destabilizacji Azji Południowo-Wschodniej. To był szczególnie ważny punkt wyjazdu i de facto jego zakończenie.
Wylatywaliśmy z Hiroszimy ostatnimi trzema rejsami – wszystkie loty po nas odwołano, bo tajfun prawie nas dogonił. Nie ukrywam: przez ostatnie dwa dni towarzyszył nam ten specyficzny dreszczyk, a organizatorom sen z powiek spędzała wizja naszej pięćdziesiątki koczującej na lotnisku po anulowaniu odlotów.
Podsumowanie
Wyjazd z programu Youth Leaders Fund jest dla mnie niezwykle cennym doświadczeniem. Możliwość spotkania innych uczestników sprawiła, że wszyscy poczuliśmy specjalny rodzaj więzi i porozumienia. To nie koniec, a początek naszej wspólnej drogi. Jako tegoroczni absolwenci, będziemy mentorami dla przyszłej grupy liderów, z których ponownie szczęśliwa pięćdziesiątka będzie miała szansę przyjechać do Kraju Kwitnącej Wiśni. Dla mnie, zdecydowanie, najważniejsze były rozmowy z hibakushami, kontakt z zaangażowaną japońską młodzieżą i wizyta w MSZ. Praktyczne doświadczenie nie może równać się z wiedzą teoretyczną. Nie wątpię, że dzięki temu doświadczeniu będę umiała lepiej promować pokój i bezpieczeństwo międzynarodowe. Nie mogę się doczekać chwili, w której zacznę przekazywać moje doświadczenia młodszym, z którymi ja i moi współtowarzysze mamy wspólny cel: zmieniać świat na lepsze.
Martyna Szoja